środa, 23 lipca 2014

In white.

Miała być burza, tak pięknie grzmiało, a deszczu zabrakło .. cóż szkoda, uwielbiam taką pogodę. Zawsze podczas deszczu czułam się najlepiej, cudowny widok, orzeźwiający zapach i melancholijny spokój .. brakuje mi przesiadywania na parapecie, wpatrywania się w moknący las i rozmyślania o bezsensownych problemach. Teraz jest inaczej, przede wszystkim brakuje wolnego czasu, a problemów raczej się unika ..
Chrzciny, mimo pełnej organizacji minęły dość nerwowo .. poprzez wyłączony budzik, opóźnione zamówienie, zepsuty samochód i spóźnienie na ceremonię. Na szczęście dotarliśmy na miejsce i wszystko się udało. A oto kilka szczegółów:


Przeurocze dodatki, tj. wiązanka od rodziny męża i dekoracja tortu ..

Bransoletka, która mam nadzieję dotrwa do odpowiedniego wieku małej .. postaram się zachować ją do tego czasu.

I na koniec nasze małe, półtora miesięczne słoneczko ..

 Dziękuję za komentarze pod poprzednimi postami, 
na prawdę mocno motywują 
:*

środa, 16 lipca 2014

Happiness.

Organizację chrzcin można uznać za zakończoną. Zaproszenia - dostarczone. Liczba gości - potwierdzona. Podziękowania dla gości - przygotowane. Winietki - rozmieszczone. Formalności - załatwione. Menu - ustalone. Sukienka - zakupiona.
Cóż, najwięcej pracy kosztowały mnie pierniki .. na szczęście wymiarowo pasują do pudełek i są pyszne. Wzory miały być nieco inne, ale malowanie trwało tak długo, że nie chciałam bawić się już w zaplanowane szczegóły ..


Efekt końcowy:


 Przepis na idealnie pyszne pierniczki, z którego korzystam na każdym razem:

Składniki:
- pół kostki margaryny (125 g)
- 3 szklanki mąki (500 g)
- 1,5 szklanki cukru pudry (200 g)
- 3/4 szklanki miodu (200 g)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka przyprawy do pierników
- 2 łyżeczki kakao (15 g)


Przygotowanie:
Wymieszać składniki i wyrabiać do momentu, aż ciasto  będzie gładkie i nie będzie kleiło się do rąk. Rozwałkować na grubość 0,5 cm i wycinać wzory. Piec 8-10 min w temp. 180 stopni. Przepis na 50-60 sztuk, zależnie od wielkości.


A co u nas? Ciężko oderwać się choćby na moment od naszego małego ryczka .. a jak już się uda w pierwszej kolejności - popołudniowe śniadanie, czuwająca drzemka lub do-sprzątanie tego nie skończyłam podczas wcześniejszej przerwy. Ehh .. mała jest okazem zdrowia, a mimo to daje nam popalić - zadziwiająco szybko wszystko ją nudzi. Jedyny zaskakująco uspokajający ją widok to czarny regał, przedzielający nasze mieszkanie. Istnieją jeszcze dwie magicznie usypiające rzeczy - wózek i smoczek. Planowaliśmy ze smoczka zrezygnować, jednak pewnej nocy daliśmy za wygraną i od tej pory smoczek Aventa to uciszająca norma.


Mała aferzystka upodobała sobie również ramiona mamy, każda zmiana pozycji, a co gorsze brak turbulencji spowodowanych ciągłym spacerowaniem, skutkuje głośnym i nieustającym krzykiem. Cóż, mała owinęła sobie mamusię wokół malutkiego, słodziutkiego paluszka. Kiedy siedzę - bujam się na boki, kiedy chodzę - rytmicznie podskakuję. Problem w tym, że nie zawsze małą mam na rękach .. to już dzieje się automatycznie. Jako własny terapeuta doradziłabym sobie walkę z nieustannym rozpieszczaniem maleństwa .. jako wykończony pacjent, tłumaczyłabym się jej przesłodkimi oczkami, uśmiechami i ciszą. Ciężko jest być niedoświadczonym rodzicem, rządnej władzy córeczki.


I jak tu jej nie uwielbiać, jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa ..